Mój Blog

Pisarz pisze. Jeśli chcesz być pisarzem, pisz

Szczęśliwej „racznicy”! Warto cieszyć się każdym dniem bez raka

Nigdy nie zapomnisz chwili ogłoszenia wyroku. Rak.

Czujesz się tak, jakby ktoś wywrócił planszę, na której rozgrywa się twoje życie, a pionki poszybowały w powietrze. W dodatku nie masz pewności, czy kiedykolwiek wylądują. Ale to dobrze.

Po raku nigdy już nie wierzysz, że ból głowy to nic takiego – od razu diagnozujesz u siebie guza mózgu. Ale to dobrze.

Już nie wierzysz, że ból pleców to zwykły artretyzm – podejrzewasz raka kości. Ale to dobrze.

Już nigdy nie bierzesz swojego zdrowia ani życia za pewnik. Ale to dobrze.

Już nie jesteś przekonany, że będziesz miał zaszczyt się zestarzeć. Tak, zaszczyt. Po raku wszystko staje się zaszczytem.

To dla mnie zaszczyt, że mam sześćdziesiąt cztery lata. To zaszczyt, że mam siwe włosy. To zaszczyt, że jestem babcią, mamą, żoną, przyjaciółką.

Poszczęściło mi się. Dostałam od losu dodatkowe lata, na które nawet nie liczyłam – lata, których nie traktuję jak coś oczywistego. Lata, których nie dostali moi przyjaciele: Monica, David, Erika, Jim ani Bill. Choroba przerwała ich życie zbyt wcześnie.

Dziś jest moja 23. „racznica”. I możecie być pewni, że ją świętuję, nawet jeśli za całe towarzystwo musi mi wystarczyć tylko miska lodów czekoladowych.

Tak naprawdę świętuję codziennie. Odkąd w 1998 jako czterdziestojednolatka usłyszałam diagnozę nowotwór złośliwy, każdy dzień jest dla mnie darem. Już nie mam złych dni.

Kiedyś jednak mi się zdarzały.

Dzień, w którym włosy wypadły mi prosto do miski z płatkami śniadaniowymi.

Dzień, kiedy w końcu musieliśmy ogolić mi głowę, żebym stawiła światu czoła łysa.

Dzień, gdy nie byłam w stanie utrzymać w żołądku niczego, nawet wody.

Dzień, który spędziłam zwinięta w kłębek na kanapie, wyjąc z bólu, bo chemioterapia, niszcząc raka, niszczyła i mnie.

Dzień, gdy pierwszy raz zobaczyłam swoją klatkę piersiową bez piersi, tylko z dwoma rzędami szwów, układających się w kształt litery v – symbol mojego zwycięstwa nad rakiem.

To jednak dzięki tym ciężkim dniom przeżyłam też piękne dni. Choroba pokazała mi, że umiem pokonywać przeszkody. Moja przyjaciółka Ro Eugene mówiła zawsze: „To trudne, ale ty radzisz sobie z trudnościami”. Miała rację, chociaż sama straciła przez raka włosy – i życie.

Walczyłam z chorobą na wielu frontach: przeszłam kilka operacji, chemioterapię, sześć tygodni codziennych naświetlań i podwójną mastektomię. Jestem wdzięczna badaczom i ochotnikom, którzy wzięli udział w badaniach klinicznych substancji stosowanych w moim leczeniu, m.in. adriamycyny i 5-fluorouracylu, czyli 5-FU. Już nieraz wspomniałam, że wszystkie leki do chemioterapii powinny mieć w nazwie „fu”, bo są naprawdę paskudne.

Życie uratowali mi chirurg Leonard Brzozowski, onkolog Jim Sabiers oraz Pam Boone, pielęgniarka, która opiekowała się mną podczas terapii. A córka i mąż pocieszali mnie, mówiąc, jak pięknie wyglądam – nawet kiedy wypadły mi włosy i schudłam do czterdziestu siedmiu kilogramów, więc zupełnie nie czułam się piękna.

A teraz chcę przypomnieć tobie, że życie jest piękne.

Mimo brzydkich zagrań politycznych, mimo pandemii, mimo rasizmu, seksizmu, klęsk żywiołowych i rozczarowań.

Życie wciąż jest piękne.

A co z jego trudniejszymi stronami? Podziel je na części, które dadzą się znieść. Najpierw wytrzymujesz w swoim prywatnym bagnie kwadrans, potem pół godziny, godzinę, a wkrótce cały dzień.

Wstajesz, ubierasz się i mierzysz się z życiem, nawet kiedy wydaje ci się to za trudne. Bywały dni, kiedy miałam siłę tylko przenieść się z kanapy na fotel. Raz przeszłam jedną przecznicę i nie byłam w stanie wrócić do domu. Musiałam poprosić, żeby ktoś po mnie przyjechał. Radioterapia zbiła mnie z nóg. Mając czterdzieści jeden lat, czułam się starsza niż dziś jako sześćdziesięcioczterolatka.

Czasem bijemy się z myślami, bo to jedyna walka, jaką jesteśmy w stanie stoczyć. Ważne jednak, że się nie poddajemy.

Dlatego zapal te piękne świece, z których zwykle tylko ścierasz kurz.

Odetnij wreszcie metkę z tej eleganckiej bluzki, która wisi nienoszona w szafie, i ją noś!

Pozwól rodzinie używać ślicznych mydełek w kształcie muszli, które dotąd służyły za dekorację łazienki.

Koniec z oszczędzaniem czegokolwiek „na wyjątkową okazję”. Twoje życie tu i teraz jest wystarczająco wyjątkowe.

I fakt, nie zawsze jest sprawiedliwe.

Wszyscy tracimy ludzi, których kochamy. Mnie rak odebrał przyjaciół i krewnych, Nancy, Kevina i Rusty’ego. Straciłam ciotki Maureen, Ronnie i Francie, które zmarły na raka w wieku czterdziestu dwóch, czterdziestu czterech i pięćdziesięciu ośmiu lat. Nie dożyły mojego wieku.

Dlatego dziś, gdy przeglądam się w lustrze i widzę swoje siwe włosy, zmarszczki na szyi i przebarwienia na skórze, przyjmuję je z czułością i wdzięcznością.

Nie są oznakami starości. Są oznakami życia.

Życia, na które nie śmiałam nawet liczyć po diagnozie.

Życia, którego nigdy, przenigdy nie będę uważać za oczywistość.