Mój Blog

Pisarz pisze. Jeśli chcesz być pisarzem, pisz

Dzień Świętego Patryka – gdy wszyscy jesteśmy Irlandczykami

W Dniu Świętego Patryka wszyscy jesteśmy Irlandczykami. Skąd jednak wiadomo, kto jest Irlandczykiem przez resztę roku?

Jeśli podobnie jak ja masz ponad pięćdziesięcioro rodzeństwa ciotecznego, któreś z nich z pewnością nie omieszka przysłać ci zabawny felieton o tym, jak to jest wychować się wśród Irlandczyków. Kiedyś bratowa wysłała nam wszystkim link do wpisu pod tytułem: „Co to znaczy być irlandzką rodziną”. Zobaczyliśmy tam listę dwudziestu sześciu punktów, którą bratowa skomentowała: „Mój mąż to numer 25”. Jak brzmi numer 25? Kiedy wychodzisz z imprezy rodzinnej, potrzebujesz przynajmniej czterdziestu pięciu minut, żeby się pożegnać – i to tylko z gośćmi w kuchni.

Czytając tę listę, nie sposób powstrzymać śmiechu. Jak to jest wychować się wśród Irlandczyków?

Nie potrafisz się streszczać. Nieznajomość tekstu nie powstrzymuje cię przed śpiewaniem. Nie czekasz, aż druga osoba skończy, zanim zaczniesz mówić. Masz wadę genetyczną, która nie pozwala ci dochować jakiejkolwiek tajemnicy. Przyznaję się do wszystkich tych zarzutów. Jestem winna (poczucie winy to kolejna typowo irlandzka cecha; towarzyszy nam już od narodzin). I nigdy nie pytaj Irlandczyka o to, jak gdzieś dojechać, bo najpierw usłyszysz o wszystkich trasach, których lepiej nie wybierać.

Wiele twoich sióstr lub kuzynek ma na imię Mary, Catherine albo Eileen, a w rodzinie masz przynajmniej jedną kobietę, która nosi wszystkie te imiona naraz: Mary Catherine Eileen. Policzmy: ja mam siostrę Mary, kuzynkę Mary, mamę Mary, babcię Mary, a spora część mojego rodzeństwa ciotecznego również nosi takie drugie imię  (nie wyłączając mężczyzn). Jeśli na zjeździe rodzinnym ktoś zawoła „Maureen!”, odwrócą się przynajmniej trzy osoby. A jeśli zawołasz: „Maureen, Kathleen, Pat!”, zbierze się wokół ciebie cały tłumek kobiet.

Masz przynajmniej jedną ciotkę zakonnicę albo wujka księdza. U mnie ta zasada sprawdza się częściowo – siostra mojego taty i jego ciotka były zakonnicami. Za to mężczyźni dali plamę. W rodzinie nie ma żadnego księdza, tylko kilku ministrantów, którzy musieli nauczyć się łaciny, żeby służyć do mszy o szóstej trzydzieści rano.

Tracąc panowanie nad sobą, jesteś o krok od popełnienia morderstwa. Irlandczycy mają zwykle tylko dwa ustawienia fabryczne: milczenie albo furia.

W tej chwili przynajmniej dwoje z twoich krewnych ze sobą nie rozmawia (nie toczą żadnego sporu – po prostu ze sobą nie rozmawiają). Podałabym przykłady z mojej własnej rodziny, ale wtedy przynajmniej dziesięć osób przestałoby rozmawiać ze mną.

Co to znaczy, wychować się w irlandzkiej rodzinie? Poszerzyłabym tę listę o następujące punkty:

  • Ty nie mogłeś przeklinać, za to twój tata owszem. A w wypadku Irlandczyków przekleństwo zwykle składa się z trzech imion: „Jezusie, Mario, Józefie!”.
  • Rodzice wymieniają imiona wszystkich twoich sióstr i braci, zanim dojdą do twojego, a i tak się mylą. Ja mam dziesięcioro rodzeństwa. Najbliższa mi wiekiem siostra ma na imię Mary, więc przez osiemnaście lat byłam nazywana „Marygina”.
  • Każde irlandzkie dziecko ma imię po jakimś świętym. Kiedy twoi rodzice spotykają kogoś, kto nie ma imienia po świętym, oburzają się: „A cóż to za imię?”. Z takim nie-świętym imieniem po śmierci trafia się prosto w ognie piekielne.
  • Znasz świętego na każdy możliwy problem. Wąż w ogrodzie? Pomódl się do świętego Patryka. Zgubiłeś coś? Pomódl się do świętego Antoniego. W naszym domu nadgodziny wyrabiał święty Juda Tadeusz, patron spraw beznadziejnych.
  • Dorastałeś ze zdjęciem Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, fotografią papieża i reprodukcją Ostatniej Wieczerzy w jadalni, gdzie codziennie jedliście ziemniaki.
  • Przebierałeś Praskie Dzieciątko Jezus, którego figurka stała w salonie.
  • Nie mogłeś nie iść na mszę w niedzielę – chyba że planowałeś wyprowadzić się z domu w poniedziałek.
  • Twój tata powtarzał: „Nie używaj do tego dobrych nożyczek…”, „Zamknij drzwi, nie mieszkasz w oborze…”, „A gdyby wszyscy skoczyli z mostu, też byś skoczył?”.
  • Wszyscy odmawiali modlitwę przed jedzeniem.
  • Woda święcona leczyła każdą ranę. Poza pękniętą czaszką, gdy moja siostra wywróciła się na rowerze. (Mam irlandzkie korzenie, więc wciąż mam poczucie winy po jej wypadku). Tata zalał moją siostrę święconą wodą, a potem w końcu zaniósł przemoczoną córkę do szpitala, gdzie leżała przez tydzień.
  • Jeśli zaś nie pomagała święcona woda, sięgano po whiskey. Nic dziwnego, że Irlandczycy tak ją lubią – nacierano nią dziąsła ząbkujących niemowląt.
  • Na pogrzebie swojej mamy twój kuzyn odśpiewał Danny Boy.
  • W Dniu Świętego Patryka potrafisz zaśpiewać tradycyjne piosenki The Wild RoverA Nation Once Again.
  • Na słońcu nie nabierasz opalenizny, tylko wyskakują ci piegi. Oficjalnym środkiem przeciwsłonecznym w Irlandii są puby. Skąd wiadomo, że w Irlandii trwa lato? Bo pada ciepły deszcz.
  • Masz łzy w oczach za każdym razem, gdy słyszysz wspaniałe irlandzkie błogosławieństwo: „Oby droga zawsze wychodziła ci naprzeciw, oby wiatr zawsze wiał ci w plecy”, bo twoja siostra wypowiedziała je na pogrzebie waszego taty.
  • I zawsze wiesz, kiedy oczy Irlandczyka się śmieją. Ja codziennie w lustrze widzę uśmiech wszystkich moich przodków.